Ostatnie pomidory, ostatnie świeże zioła, ostatni koperek, pietruszka, buraczki, marchewka i... pierwsze włoskie orzechy. Zapraszam na mój instagramowy kolorowy początek jesieni.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą INSTAGRAM. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą INSTAGRAM. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 12 października 2015
środa, 3 grudnia 2014
Gdy Dove rozpieszcza przy urodzinach
W moje urodziny 18 listopada kurier zapukał do moich drzwi z paczką od DOVE. Ta marka mnie rozpieszcza, nic na to nie poradzę. Wszystko co trafia w moje ręce od DOVE, zużywam do ostatniej kropelki, bo lubię i co najważniejsze te produkty naprawdę mi służą.
Włosy maja porządną dawkę energii, ciało odżywione i nawilżone (a skórę mam suchą, więc wymagającą), żele pod prysznic nie przestają mnie zaskakiwać coraz to nowym zapachem, jak choćby ten, który dostałam ostatnio o zapachu śliwki i te balsamy do ciała, którymi smaruję się po kąpieli - wanilia, pistacje...
niedziela, 30 listopada 2014
piątek, 14 listopada 2014
Dove Body Cream pachnący wanilią - mile uzależniający!
Właśnie zachwycam się odżywczym kremem DOVE do ciała z serii purely pampering, z masłem Shea i wanilią. Uzależniłam się od niego. Delikatna, ale nie za bardzo lekka konsystencja, a zapach jak dla mnie wprost urzekający (jeśli ktoś lubi dość duszącą intensywną wanilię - ja tak).
wtorek, 21 października 2014
Mięta pieprzowa - jestem jej ambasadorką :)
Akcję na ambasadorowanie ziół wymyśliła Inez, która prowadzi uroczego zielarskiego bloga www.herbiness.com. Ostatnio tam właśnie szukałam dobrych porad, jak właściwie przechowywać ususzone zioła - okazało się, że najlepiej w szklanych słoikach. Ambasadorowanie mięty pieprzowej wyszło u mnie spontanicznie po tym, jak zakochaliśmy się u nas w domu w cukiniowych placuszkach z dużym dodatkiem tego właśnie bardzo aromatycznego ziela.
Te placuszki to praktycznie pół na pół cukinia i pokrojone liście świeżej mięty pieprzowej z naszego ogródka. Przyrządzaliśmy je kilkanaście razy w tym roku.
Mięta pieprzowa od wiosny do jesieni bardzo obficie się rozrasta. Ja zrobiłam zbiory do suszenia latem, cześć z tego zbioru trafiła już w formie podarunkowych wizytówek do kilkunastu osób podczas mojej prezentacji w Hanza Cafe w sierpniu. Popijam też trzy razy dziennie ziołowe herbatki z mojego własnego suszu. Tę moją miętówkę lubię bardziej niż herbatę zieloną.
czwartek, 17 kwietnia 2014
Kurdybanek z mniszkiem na instagramie
Waćpanie Instagramie, jesteś nieoceniony dla fotografowania smakołyków, zanim zostaną zjedzone. Jedna, noooo dobra z cztery foty i gotowe!
Pół biedy jeśli to zimna przekąska, jak dzisiejsza bohaterka - sałata z mniszkiem i kurdybankiem, gorzej, gdy stygnie jakaś zupa, czy sos #takieczasy. I kto by pomyślał, że cztery lata temu, gdy podczas sesji zdjęciowej potraw do pewnego bliskiego mojemu sercu magazynu drukowanego, trzymałam blendę profesjonalnemu fotografowi, starając się uchwycić dobre światło...
Dziś smartfon, szybkie "wyzumowanie" #takineologizm, dobry kadr, jak nie to szybka poprawka i migiem w eter. Ponoć wrzucanie jedzenia na insta to wiocha, tylko dlaczego ludzie zaraz po kotach i psach to lajkują #takaobserwacja? Hmmm, może dlatego, że w tej globalnej wiosce jedzenie to jednak jedna z kilku podstawowych przyjemności dnia codziennego #takiwniosek.
Przehasztagowałam dzisiejszy krótki tekst specjalnie, co by kliknąć i odwiedzić mój profil tamże :)
Oto i kurdybanek co z mniszkiem w jednym instagramowym stali domku...
- ugotowany makaron - taki, jaki akurat masz,
- szynka pokrojona w dwumilimetrowe paski,
- ser żółty starty na tarce z drobnymi oczkami,
- pomidor pocięty w ćwiartki,
- liście mniszka,
- kurdybanek - liście i kwiaty,
- suszone oregano,
- suszona bazylia,
- oliwa,
Wszystko w takich proporcjach, jak lubisz! Przepis prosty i spontaniczny jak instargam. Było mniaaaam!
PS Blisko dwa tygodnie w domu z chorą na ospę córką czynią człowieka nieco dziwnym? Może. W każdym razie, kurdybanek to obowiązkowy składnik od teraz moich sałat, zanim mi w ogródku szpinak nie wyrośnie, którego jeszcze z
przyczyn różnych nie posiałam.
piątek, 4 kwietnia 2014
Poznajmy się na instagramie
Czy tytuł posta zabrzmiał Wam trochę jak hasło reklamowe portalu randkowego?
Co jakiś czas zdarza mi się wymieniać poglądy ze znajomymi, którzy nie są specjalnymi fanami aktywności w social mediach. Niektórzy z nich są tam, aktywizują się co jakiś czas, ale generalnie nie są zwolennikami nawiązywania bliższych kontaktów przez np. Facebooka. Wyznają tradycyjne poglądy, przyznam, że równie słuszne - iż ze znajomymi najlepiej spotkać się w tzw. realu. Nie kwestionuję, a nawet jestem ZA, jeśli... mogłabym faktycznie poznać tych samych ludzi w tymże realu, a wiem, że takiej możliwości nie miałabym i żałowałabym baaaaardzo, bo większość z tych znajomości jest niezwykle trwałych. Są i krótsze i mniej intensywne, ale bardzo ciekawe i inspirujące w codziennym życiu.
Z wieloma osobami znamy się wirtualnie długo. Ta znajomość netowa idzie już w lata całe - absolutnie jest bardzo ważną cząstką mojego życia. Nie dam się przekonać, że mniej ważną niż ta, którą można zawrzeć oko w oko. Tym bardziej, że często okazuje się tak silna, że prędzej czy później dochodzi faktycznie do spotkania bliskich sobie dusz poza komputerami, no oczywiście na jakiejś kawie jak z poznaną tylko i wyłącznie przez instagram uroczą ekipą z kawiarni Hanza Cafe w Toruniu. Czy przy okazji jakiegoś szczególnego wydarzenia - jak chociażby szkolenie prowadzone przez Tomka Tomczyka vel Kominka. Dotąd nie spotkałyśmy się jeszcze z moją bratnią duszą Agatą vel Hafiją, z którą w ogólności się zwykle zgadzamy, ale często się spieramy i to chyba umacnia naszą znajomość jak dotąd od ponad trzech lat - internetową. A niechybnie na pewno prędzej czy później padniemy sobie w ramiona.
Z perspektywy półrocznej obecności na instagramie, stwierdzam, że to jest świetne medium. Dla mnie szczególnie, bo lubię sama jak ktoś do mnie "przemawia" ciekawym symbolicznym obrazem, nawet jeśli to kolejne spaghetti na talerzu, bułka z masłem czy outfit. Specyfika instagrama jest taka, że opiera się na duuuużej spontaniczności. A ta spontaniczność pozwala ludziom być prawdziwymi, a nie wystudiowanymi. A nawet jeśli coś jest wyreżyserowane, to... to też dużo mi mówi o danej sobie i sprawia, czy ciągle mnie interesuje czy z czasem już mniej.
Nie wkurzam się na tzw. spam, jakby ktoś określił powiedzmy wykraczającą poza powszechnie uznawane za przyzwoite optimum wrzucanie fotek. Może dlatego, że lubię z takiej perspektywy obserwować ludzi, a przecież, kiedy zaczynam kogoś obserwować, to mój wybór, że aktywność tej osoby przesuwa się na mojej instagramowej tablicy. To mój wybór, że obserwuję setki instagramowych kont, zawsze jeśli kogoś zdarzy mi się "znielubić" mogę przecież odlajkować.
I to właśnie dzięki m. in. nakręcającym się inspiracjom w "netowym soszialu", spotykamy się w najbliższą sobotę z koleżankami z tzw. "realu" na kawie w Hanza Cafe.
Etykiety:
FACEBOOK,
HAFIJA,
HANZA CAFE,
INSTAGRAM,
KOMINEK,
MAGNOLIE,
MOJA FILOZOFIA,
MOJA PASJA,
MÓJ TORUŃ,
TOMEK TOMCZYK,
UMK
Subskrybuj:
Posty (Atom)