Czasami nawet zimą ma się ochotę na coś zimnego, na sernik na zimno na przykład. Co prawda najlepiej smakuje w czerwcu ze świeżymi truskawkami, ale i teraz można użyć choćby brzoskwini z syropu i kolorowej galaretki, by zrobić sobie małą słodką przyjemność.
Mnie przyszedł pomysł na sernik na zimno po urodzinach Klaudii. Kupiłam jeszcze przed nimi galaretkę w kolorze turkusowym, by zrobić taki kolorystycznie dobrany deser na jej 4. urodziny w klimacie Krainy Lodu, o których pisałam TU, TU, TU, TU i TU, ale nie zdążyłam.
Zresztą okazało się, że tort urodzinowy będzie duży i wystarczy jako poczęstunek dla maluchów na dwie godziny imprezy z atrakcjami. Galaretka więc została, a mnie korciło, żeby jednak ją wypróbować jak najszybciej.
Lubię, kiedy galaretka jest nie tylko na wierzchu, ale też wśród masy serowej, wiec część jej schłodziłam wcześniej, by pociąć na kawałeczki i wrzucić do wewnątrz, a część płynną wylałam na końcu na pokrojone owoce brzoskwiń lekko osuszonych z syropu.
Zaopatrzyłam się w biszkopty na spód, gotowy proszek z paczki do wykonania masy od Delecty, dwa tradycyjne homogenizowane serki waniliowe i potrzebne do tego jeszcze dwie szklanki mleka.
Smak turkusowej galaretki okazał się rewelacyjny. Na opakowaniu widniała informacja, że jest wieloowocowy. Potrzebowaliśmy za kilka dni powtórki - zrobiłam jeszcze raz sernik na zimno z galaretką brzoskwiniową i wiśniową.
Ostatnio kupiłam jeszcze do domowych zapasów galaretkę w kolorze rubinowym o smaku malinowym, no i zapas najsmaczniejszej i najbardziej efektownej kolorystycznie - turkusowej (takie rzeczy tylko w NETTO od marki WODZISŁAW).
"Chodzi za mną" jeszcze sernik na zimno... w paski :) Jak zrobię, pokażę na moim Instagramie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój komentarz, pozdrawiam