Czerwiec był niesamowicie gorący, maj wcześniej właściwie też, a teraz pogoda w kratkę. Wprawdzie rolnikom to chyba na rękę, bo już słyszałam głosy o tym, że znowu nadciąga susza i za chwilę też Wisła znów wyschnie jak w zeszłym roku, ale nie... rozpadało się.
Czy te lipcowe opady to jakieś zadośćuczynienie pogody za to, że w czerwcu było tak upalnie? Ale zanim tak zaczęło padać i zaczęły nadciągać wichury, u nas cudownie obrodziły owoce. Mieliśmy taki wysyp czereśni i wiśni, że w spiżarni półki uginają się od prawi setki litrowych i półlitrowych słoików. Dziś spróbowaliśmy naszego czereśniowego kompotu - cóż za bajka.
Wiśnie, agrest, a wczoraj w słoikach wylądowały ogórki po meksykańsku. Dwa lata ich nie robiliśmy, by zatęsknić za nimi na nowo. Na drzewach w tym roku też sporo śliw i jabłek. Zapowiada się smażenie powideł i przecieru na szarlotkę. Szaleństwo owocowo-warzywne. Wpadajcie na mój Instagram, tam zaprawy czynimy na bieżąco. Na przykład teraz zaczęły się ogórki małosolne.
Mieszkam na wsi i na codzień mam do czynienia z natura :) Dobry artykuł :) A pogoda hmmm.... niestety jej nie przewidzimy i przyroda z roku na rok nas zaskakuje :) PS. Uwielbiam ogórki kiszone :P
OdpowiedzUsuńŻycie blisko natury ma tyle atutów, że trzeba cieszyć się nimi na bieżąco. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń