Kiedy ostatnio byłam w Loft79 na śniadaniu, był początek 2015 roku. Styczeń. Pyszne śniadanie z herbatą, miłe przedpołudnie na chwilę rozmyślań. Nie mogłam nie podzielić się wtedy swoim pozytywnym wrażeniem z pobytu w tej toruńskiej klimatycznej restauracji na blogu. Dla tych, którzy tego wpisu nie znają, proszę, kliknijcie TU.
Okazało się, że wtedy wiele osób na Facebooku dołączyło się do mojej opinii o tym miejscu. A panuje w nim wyjątkowy klimat. Czuje się tu nowoczesność, przestrzeń, ale jednocześnie ciepło i styl. Fajne ustawienie stolików w poziomych rzędach sprawia, że można nie tylko cieszyć się konwersacją we własnym gronie, ale też rzucić okiem na dużą salę i interesujących ludzi, którzy tu przychodzą.
W dodatku, jak zgodnie orzekłyśmy ostatnio z Kasią, z którą spotkałyśmy się tu na kawie i małym słodkim co nieco wraz z naszymi latoroślami - Emilką i Klaudusią, zawsze pięknie i ciekawie prezentują się tu dekoracje na niewielkich stolikach z kompozycjami kwiatowymi. Delikatne białe drobne goździki - takie były tego wieczoru.
Tym razem zarezerwowałam stolik w pobliżu kącika dla maluchów, na który zerkałam za każdym razem jak tu byłam bez Klaudii. Strefa malucha tutaj jest naprawdę duża, usytuowana w zacisznym punkcie i bardzo stylowo urządzona.
Nasze dziewczyny interesowały się zarówno grami umieszczonymi na ścianie, domkiem, po którym się wspinały, jak i uroczymi obrazami na ścianach, które wyraźnie je zaintrygowały.
Może zabrakło jednego dość istotnego w tego typu miejscach elementu - miejsca z dużą ilością kartek i kredek, bo 2-4 latki uwielbiają rysować.
Nasze dziewczyny obowiązkowo zaliczyły też balkon z bardziej spokojną, nieco intymną częścią restauracji i tuliły się, pozując do zdjęć w przepastnych miękkich fotelach.
Tego wieczoru w lokalu nie zabawiłyśmy długo, bo gonił nas czas. Spieszyłam się z Klaudią, by odebrać Macieja z pociągu ze studiów z Olsztyna, a przyznam, że wciąż mam wielką ochotę być tu w jakiś piątek kolejny, by posłuchać Stand-up'u pod zegarem, który zwykle jest o 19-tej.
Pogadałyśmy z Kasią dość krotko, mamy niedosyt, może za którymś razem uda nam się wybrać w końcu na spokojną kawę bez dzieci. Ale tym razem było nam miło kosztować ciasto dnia - piernikowe z bakaliami. Pycha! Aromatyczne, puszyste z migdałami na wierzchu i orzechami w środku.
A na sąsiednim stoliku pięknie prezentowała się Beza Pavlova z mascarpone, śmietaną i domową frużeliną wiśniową. Spojrzałyśmy na nią tęsknie, a może by tak wpaść na taką słodkość następnym razem?
Kasiu, beza koniecznie następnym razem :) To kiedy? ;)
OdpowiedzUsuńKasiu, prawda, że było za krótko? Coś wymyślimy :)
Usuń