Czasami mam ochotę na odrobinę samotności. I dotyczy to także spożywania posiłku, wypicia kawy czy zjedzenia ciastka. Nie wiem, może jest to syndrom matki, która od czterech lat zwykle jest w tzw. wolnych chwilach "z dzieckiem na ręku", a może to jest po prostu normalne, że czasem człowiek chce sam poprzebywać we własnym towarzystwie z własnymi myślami - uporządkować emocje, spokojnie się nad czymś zastanowić, dać sobie chwilę oddechu.
Na taką właśnie chwilę miałam ochotę w piątek - w piękny słoneczny dzień zimowy. Słońce na niebie, a jednocześnie szron na drzewach - cudny widok zza okna auta prowadzonego z energiczną muzyką na całą parę, bo czasem tak lubię. Nie jadłam tego dnia śniadania w domu, nie miałam na nie czasu przed odwiezieniem dziecka do przedszkola i ważnym spotkaniem. Dlatego pozwoliłam sobie na odrobinę przyjemności - śniadanie na mieście. A kiedy myślę "śniadanie na mieście", to myśl mam ostatnio tylko jedną - LOFT79.
LOFT79 odwiedziłyśmy także w porze śniadaniowej 6 grudnia ubiegłego roku, kiedy pierwszy raz spotkałyśmy się z Hafiją, Agata pisała o tym m.in TU, a ja TU. To niewątpliwie miejsce ze swoistym pozytywnym klimatem, że ciągnie mnie tutaj ponownie. Że wystrój jest fajny, nowoczesny, wysmakowany - to jedno.
Przyjemnie jest przebywać w nietuzinkowych wnętrzach, rozkoszować się chwilą w miejscu, gdzie czuje się dobrą energię. Ale nawet najlepsza oprawa nie może być na pierwszym miejscu przed smakowitym jedzeniem - w restauracji, bistro czy kawiarni, to smak musi przyciągać najbardziej. To od rozkoszy podniebienia zależeć będzie finalnie, czy po udanym posiłku powrócimy tu jeszcze raz i kolejny raz, i kolejny.
Ze śniadaniowej karty LOFT79 wybrałam tym razem omlet z warzywami i sałatką plus herbatę z cytryną. To danie było tak pachnące, ciepłe, aaaa - jeszcze z trzema różnymi świeżo pieczonymi bułeczkami, że po prostu celebrowałam każdy kęs. Zanim je dostałam po króciutkim czasie oczekiwania, dostałam jeszcze smaczną bezę w charakterze "czekadełka".
Było wcześnie, klienci dopiero zaczynali się pojedynczo schodzić, więc mogłyśmy sobie uciąć małą przyjemną pogawędkę o lokalu i nie tylko z sympatycznymi dziewczynami obsługującymi gości.
Nawiązałyśmy w rozmowie do kącika dla maluchów, który w LOFT79 jest wyjątkowo duży i sympatycznie zaaranżowany (muszę tu następnym razem wpaść z Klaudią), a także do nowej dużej sali na górze lokalu, gdzie odbywają się większe imprezy. Tego samego dnia wieczorem byliśmy już znajomymi na Instagramie.
Spędziłam w LOFT79 naprawdę kilka miłych chwil, był czas i na tę potrzebę odrobiny samotności, której w ten całkiem sympatyczny dla mnie piątek 13-go potrzebowałam właśnie, ale też był fajny kontakt z "załogą" lokalu, który wybrałam na pocelebrowanie swoich kilku chwil tylko dla siebie przy smacznym jedzeniu. Wrócę tam na pewno, intuicja i smak mi to podpowiadają! Zdecydowanie polecam!
Zapraszam na mój Instagram i fanpage BE HAPPY VINTI na Facebooku.
Zapomniałabym, jeszcze jeden atut - brak problemu z zaparkowaniem auta, tego atutu lokale w centrum Torunia niestety nie mają. Pod LOFT79 można zaparkować praktycznie pod samymi drzwiami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój komentarz, pozdrawiam