poniedziałek, 3 lutego 2014

KOMINEK i jego książki - po mojemu

Dokładnie rok temu +/- kilka dni oblukałam na fejsie post KOMINKA, że organizuje szkolenie dla pracowników marketingów firm. Koniecznie trzeba było spełnić ten warunek, aby być w ogóle branym pod uwagę przy przyjmowaniu zgłoszeń. Wysłałam zgłoszenie, bo warunek spełniałam, a poznać "osławionego" KOMINKA z bliska bardzo chciałam, tudzież zobaczyć go w tzw. prezentacyjnej akcji. 

Nie byłam jego wierną fanką, poznałam jego blogi z jakieś dwa, może trzy tygodnie wcześniej. Bo w końcu wypadało znać tę personę blogosfery, która wzbudzała podówczas tak silne emocje in plus i in minus. Pewnego dnia przeczytałam kilka tekstów KOMINKA i szczerze zauroczyłam się nimi. Jego styl i sens wypowiedzi były mi zwyczajnie / niezwyczajnie bardzo bliskie. A jak już zaczęłam tu i ówdzie czytać jego nawiązania do książki pt. Martin Eden Jacka Londona, na podstawie której gdzieś tam hen w głębokich osiemdziesiątych latach pisałam z wypiekami na twarzy swoją pierwszą poważną pracę na olimpiadzie z polskiego w siódmej klasie podstawówki..., to, już mnie miał :)     
  

Na szkoleniu w Warszawie w lutym 2013 ujął mnie niesamowitym darem przekazu. Swobodny, naturalny, a w tym przekonujący i z tymi swoimi drobnymi niedoskonałościami - czasem ot tak zaprzeczał sam sobie i zadawał sobie prawie... hamletowskie pytania. - Przynajmniej ja tak to odebrałam :)) Podnosił dziewczynom z pierwszych rzędów spadające ołówki. Jakiś taki był skromny i opanowany, jak to mówi jeden mój kolega - klasa!

Kiedy czasami w rozmowie ze znajomymi słyszę wypowiedzi na jego temat, że:
- e tam, on to zasłynął tymi wulgaryzmami,
- tylko te cycki, 
- e tam, na szkoleniu to pewnie będzie promował tylko swoją książkę...
śmiać mi się chce! - Jak ludzie lubią powielać stereotypowe zachowania, oceniając człowieka i to co tworzy baaaardzo "po wierzchu". 

Ja też jeszcze niedawno nie znałam KOMINKA - rok temu. Bo od roku, nie omijam żadnego jego tekstu. To dla mnie - a wolno mi mieć swoje zdanie - tak, król blogosfery. Nie ma drugiego takiego. Na swoim blogu ja mogę wystawiać laurki swoim faworytom, kto mi zabroni? Jego pisanie trafia w moją wrażliwość, jego język, jego przemyślenia są od czasu do czasu fajną porcją energii. - To jest dla mnie największa wartość tego, że KOMINEK po prostu jest, a nie skończył się, tak, jak chciałyby rzesze jego przeciwników.

Taaaak, myślałam, że dziś napiszę całą recenzję, ale właśnie postanowiłam, że zostawię Was z tym "przedsmakiem", przystawką zaledwie i aż! Bo książki Tomka Tomczyka zasługują na moje poważne zrecenzowanie - nie mylić z nudnym elaboratem, ale wysupłaniem na pierwszy plan tego, co według mnie autor na myśli miał i co ja wyniosłam z nich dla siebie.

Do usłyszenia zatem w tym temacie niebawem :) 

3 komentarze:

  1. A ja do niedawna nawet nie miałam pojęcia, że istnieje Pan Kominek:).
    I jakoś nie czuję, by mnie ominęło coś wielkiego.

    Wiadome jest, że ci co osiągają sukces, są obiektem zazdrości mas.
    Lecz jemu, to raczej nie zaszkodziło.
    A myślę, że tylko pomogło.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czytam go od ponad roku, ma dar jasnego i energetyzujacego przekazu swoich myśli. I mimo, że go nie poznałam osobiście, to czuję, mogłabym go polubić. Nie dziwię się zatem Twojemu "oczarowaniu" .Pozdrawiam serdecznie
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam jego ostatnia książkę i mnie kupił :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz, pozdrawiam