Dzielę się dziś z Wami recenzją Słownika kosmetycznego Horst Fey i Xeni Petsits (wydanie I polskie pod redakcją Agaty Jabłońskiej-Trypuć), wydanego przez MedPharm Polska.
Rzadko spotyka się słownik, który można czytać jak książkę. Kiedy otrzymałam tę pozycję do recenzji, byłam ciekawa czy przez nią przebrnę w całości, czy tylko poszukam kilku, może kilkunastu haseł, których będę chciała sprawdzić definicję. Faktem jest, że słownika kosmetycznego jeszcze w domowej biblioteczce nie miałam, a ponieważ coraz więcej uwagi poświęcam właśnie tym specyfikom, uznałam, że należy pogłębić swoją wiedzę.
Właściwie interesowało mnie też mocno to, z jaką dozą szczegółowości ten słownik kosmetyczny został opracowany, bo jednak każda tego typu pozycja jest autorskim ujęciem tematu w określonej dziedzinie, gdzie przeważa pewien rodzaj treści. Od razu powiem, że uderzyła mnie - w sensie pozytywnym - nowoczesna, czytelna forma zapisu samych haseł. Książka jest wzbogacona gdzieniegdzie w ryciny np. narządów człowieka lub rysunki związków kosmetycznych. Jeden minus też mnie zaskoczył - nie ma numeracji stron, co mnie trochę dezorientowało, ale po czasie się przyzwyczaiłam.
Słownik napisany jest językiem przystępnym i - powiedziałabym - intuicyjnym. W poszczególnych definicjach znajdujemy odnośniki do innych pojęć powiązanych z daną definicją. Najważniejszymi zagadnieniami w słowniku są opisy surowców kosmetycznych, przedstawienie podstaw produkcji kosmetyków, jak również anatomia i fizjologia skóry oraz jej wytwory. Z jednej strony widać wpływ najnowszych trendów na pojawienie się nowych pojęć w słowniku, a z drugiej jest to solidne kompendium wiedzy kosmetycznej z zasadniczym zakresem zagadnień, które są niezmienne.
Znajdziemy tu dosyć dużo pojęć z zakresu kosmetyki dekoracyjnej wraz z ważnymi surowcami i aktualnymi nazwami INCI. Autorzy wyszli ze słusznego założenia, aby zamieścić w publikacji krótkie charakterystyki preparatów kosmetycznych, które ukazały się ostatnio na rynku, często jednak są określone nazwami angielskimi i francuskimi. To ważne, ponieważ niektóre z nich funkcjonują jako nazwy i nie zawsze trafnie oddają faktyczną zawartość preparatu.
Przejdźmy zatem do tego, co konkretnie ciekawego w Słowniku kosmetycznym znalazłam, co okazało się dla mnie nowością, a co sensownie wzbogaciło moją wiedzę. Na początek niektóre ciekawostki - dwa znaczenia wyrazu balsam, figówka, elostaza czy nylon. Przyswoiłam dzięki słownikowi w dosyć łatwy sposób takie pojęcia, jak różne odmiany barwników, rodzaje łupieżu, preparaty wygładzające zmarszczki, typy witamin, kwasów oraz olejków. Już wiem też, co to melanoza, trichoklazja i biksyna. Body stylling, body wrapping czy build-up też w słowniku się znalazły.
Jeśli chodzi o mnie, to nie do końca czysto chemiczna wiedza jest mi potrzebna. Wszystkie te wzory łańcuchów wewnątrzzwiązkowych wybranych preparatów nie są aż tak bardzo mi niezbędne, raczej wcale. Natomiast ich przystępny opis działania - jak najbardziej. Na przykład właściwości aerozolu czy choćby wyjaśnienie różnicy pomiędzy hydrolizolem kolagenu a hydrolizatami białkowymi, w odniesieniu do hydrotropii. Wiedzieliście, znaliście? Bo ja nie, a to tylko niektóre z przykładów.
Z powodów oczywistych zainteresowały mnie zagadnienia skóry dojrzałej, preparatów wygładzających oraz m.in. pomadki do ust, więc kiedy teraz patrzę na swój zestaw podręcznych kosmetyków, wiem coś więcej i czuję się pewniej ze Słownikiem kosmetycznym, do którego w razie czego mogę zajrzeć. Taki mały komfort!
Wpis powstał we współpracy z MedPharm Polska
Nie słyszałam o tej pozycji, a wydaje mi się, że warto czasem zajrzeć, by rozszyfrować kosmetyczne pojęcia :).
OdpowiedzUsuńTo stosunkowo nowa pozycja. Mam nadzieję, że pomogłam w ewentualnym wyborze :)
Usuń