poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Uwaga - Mama last minute się mądrzy :)

Pomiędzy rozważaniami Zezuzulli nad abstrakcją cudu istnienia naszych Malusińskich Milusińskich, a refleksjami Mamuśki-Martuśki na temat "bezbronnych " kobiet, co to z górą dzieciakowych obowiązków, niedoszłe do formy, rozkołysane trochę psychicznie w nadmiarze obowiązków, z którymi muszą sobie każdego dnia dawać radę, zrodziły się moje luźne nieco przemyślenia...

1. Jako, jak przeczytałam dziś o sobie - poniekąd "mama last minute" - nie do końca zresztą odpowiadająca temu "szufladkowemu" określeniu, gdyż mamą już raz zostałam, jako dziewczyna 22-letnia, jednak z racji wieku drugiej ciąży (38 lat) do tej kategorii wskoczyłam - zdecydowanie potwierdzam, że dziecko to najwspanialszy cud świata, zrodzony z jedności dusz i ciał dwojga ludzi, najbardziej poruszający abstrakcyjny kunszt sztuki... naszej, czyli rodziców. W tym względzie, my rodzice możemy czuć się największymi artystami!

2. Wiele razy słyszałam od koleżanek i w ogóle różnych kobiet - zobaczysz, późne macierzyństwo jest inne, spokojniejsze, daje wiele radości, ale też jest takie łagodniejsze, mimowolnie uporządkowane, przepełnione większą wiarą w swoje siły i doświadczenie (choć bez przesady - człowiek ciągle się uczy). Potwierdzam - czuję się z pewnością dziś inną matką niż 16-lat temu, choć będę orędowniczką swojej idei, którą zamierzam głosić :))))) - otóż pięknie naprawdę jest spróbować i jednego i drugiego macierzyństwa - i tego "naturszczykowego", powiedziałabym - wczesnego z werwą życiową i późniejszego - mega "rozsmakowującego się" w każdej chwili całuśnej czy brykającej ze swoim dziecięciem. To dwie zupełnie różne jakości przeżyć, a - przy pozytywnym podejściu do wychowywania dziecka - obie równie "abstrakcyjnie" :) niesamowite.

3. Kobieta-matka bezbronna? Kiedy mamy w domu małe dziecko, spooooro obowiązków, a każdy z innej beczki, kiedy już znowu nadeszły (mimo karmienia piersią) okresy i miewa się skoki hormonów oraz "globusy", choć faktycznie jest się często uzależnionym w jakimś stopniu od pieniędzy i swojej stopy życiowej, której kobieta nie chce zmienić na inną, można mieć gorsze dni, a nawet większą ich ilość. Kiedy w dodatku spadają na nas inne życiowe masakry - choroby, śmierć bliskiej osoby czy męskie zdrady - i owszem, też możemy czuć się źle... Jednak - wiele, naprawdę baaaardzo wiele możemy zmienić, ni mniej ni więcej, tylko ZMIANĄ NASZEGO MYŚLENIA!!!

- Jeżeli wiesz kobieto, że Twój zły nastrój spowodowany jest "globusem" nazwanym tak przez Orzeszkową :))), to daj sobie czas, przeżyj go, przeczekaj, a jak minie, to rusz do pozytywnego działania zaraz po nim!

- Jeżeli dopada Cię chandra z powodu Twojego wyglądu, mąż / chłopak nie akceptują Twoich kształtów lub nie podoba się im Twój wisielczy humor albo niebyt uroczy strój - to zrób coś z tym, a nie szukaj winny za to, że rzeczywiście źle wyglądasz i jesteś niezbyt fajna z odbiorze u innych. Owszem, doba ma tylko 24 godziny, ale i aż 24 godziny - postaraj się wspiąć na wyżyny swoich możliwości i pomyśl - kto inny ma tchnąć w Ciebie nowego, lepszego ducha, niż Ty sama????

- Jeżeli zdradza Cię chłopak czy mąż, to zrób, jak radzi Hafija - daj sobie z nim spokój i nie trać na niego energii, choćbyś miała przez jakiś czas jeść chleb ze smalcem - życie jest za krótkie i mamy je tylko jedno, więc bądźmy zdrowymi egoistkami i dając innym żyć, dajmy też pożyć sobie!

Mówię to ja - "mama last minute", która ma już trochę sił witalnych mniej, niż matka 22-latka, która bardziej siłą fizyczną często pokonywała swoje wewnętrzne bariery (sport, nieprzespane noce z powodu pracy+dziecka+studiów), a dziś mocą mentalną (wsłuchania się w siebie, swoje potrzeby, uczucia, pragnienia i oczekiwania) pracuję nad swoimi słabościami każdego dnia, by mnie było ze sobą dobrze i innym (a w szczególności mężowi i dzieciom) czasem też miło było z tą nieprzewidywalną osobowością jaką jestem. Bo nasze słabości nigdy nie znikają, sztuka tylko w tym, jak staramy się sobie z nimi radzić...

11 komentarzy:

  1. dobrze powiadziane! zgadzam sie w 100%

    OdpowiedzUsuń
  2. myślę że tego pozytywnego egoizmu trzeba się nauczyć, bo w miłości tej prawdziwej nie chodzi o fajerwerki do nieba ale spokojną afirmację szczęścia wzajemnego.
    Nie ma takiej siły która by mnie zatrzymała przy mężczyźnie który mnie krzywdzi, bo cierpienie w imię miłości to dla mnie jakąś abstrakcja. szkoda na to życia. mi osobiście dziecko dało jeszcze większą siłę, bo mam kolejny powód żeby żyć, walczyć z przeciwnościami, nie czuje się słaba.

    OdpowiedzUsuń
  3. dokładnie - ów pozytywny egoizm to umiejętność wypracowana... stąd i moje "mądrzenie" po latach :)
    pod drugim zadaniem podpisuję się też w 100% - jedyne to kwestia, co ktoś rozumie tak naprawdę pod cierpieniem...

    dla mnie dziecko to też dla mnie kluczowa sprawa w życiu - sens, który wszystkie inne sensy ma pod sobą!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. chodzi mi o cierpienie: bije, poniża, zdradza, krzywdzi słowem brutalnym, zostawia samą w potrzebie, oszukuje, nie szanuje :) takie związki są dla mnie toksyczne i nie do zaakceptowania.

    OdpowiedzUsuń
  5. no tak - w tradycyjnym słowa tego znaczeniu - też sobie nie wyobrażam znoszenia tego typu tortur :))),

    ale niektóre kobiety cierpią w swoim przekonaniu już w tedy, gdy facet mówi im prawdę o ich np. wyglądzie zewnętrznym czy charakterze nie do wytrzymania, a one naprawdę wyglądają źle lub są naprawdę wrednymi zołzami, a nie chcą tego przyjąć do wiadomości i dziwią się potem, że mąż szuka innych rozrywek :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. a wystarczyłoby, żeby zastanowiły się przez chwilę nad sobą i życie ich mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej za ich sprawą właśnie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Vinti - jesteś wielka!I za to Cię uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Trafnie to ujęłaś!
    Też jestem orędowniczka myślenia, że od nas zależny to jacy jesteśmy i jak żyjemy.
    No!

    I chyba też dzidziusia numer 3 "zaserwujemy" sobie w późniejszym okresie, bo Twoja relacja z macierzyństwa brzmi intrygująco...:D

    OdpowiedzUsuń
  9. Mamuśka-Martuśka-> :DDDDDDDD

    ZEZULLA-> Kochana, cieszę się, że Cię zainspirowałam do dzidziusia nr 3, życzę Ci, żebyś tego doświadczyła :D

    OdpowiedzUsuń
  10. również uważam, że wszystko jest w naszej głowie. jest taka przypowieść: każdy z nas ma w sobie dwa psy, jeden jest spokojny, radosny, cierpliwy i wyrozumiały, drugi ujada, zazdrości, warczy i jest bardzo nieszczęśliwy. Który pies w nas dominuje???...

    ...ten którego karmimy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja też się zgadzam :)
    Niestety mi nie będzie dane zaznać późnego macierzyństwa a szkoda, bo jak chłopaki podrosną to ja z miłą chęcią pomamowała bym jeszcze jeszcze uroczej córeczce, no cóż zostanie mi tylko babciowanie.

    Vinti kocham Cię za Twoje spostrzeżenie na świat i otwartość w wyrażaniu swojego zdania. Chciała bym być w połowie taką jak Ty.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz, pozdrawiam