piątek, 13 listopada 2015

Bohater ogrodu

Ekologiczny, humanitarny, inteligentny, wypróbowany. Bohater ogrodu i, w konsekwencji, domu. To w dużej mierze dzięki niemu mogłam się cieszyć przed chwilą talerzykiem pełnym dopiero co przyniesionych z warzywnika, świeżych, własnych marchewek...


I już ich nie ma, były tak soczyste i słodkie, że znikły w pięć minut. Co kryje się pod pojęciem tak komplementowanego przez nas bohatera? Bo nie jest to "kto", tylko "co", ale za to jakie "co" - nasz niekwestionowany pomocnik ogrodniczy w sezonie wiosenno-letnio-jesiennym. 

Tym bohaterem jest odstraszacz ogrodowy na krety głównie, choć nie tylko, także myszy polne czy nornice. Każdy kto ma ogród lub chociażby kawałek trawnika ze spulchnioną ziemią, doświadczył zapewne przygód wątpliwych z kretem. Któż z nas nie wypróbował już metod wszelakich w celu pozbycia się kreta, który niszczy wychuchane zasiewy lub już całkiem dorodne rośliny?! 

Te różne mikstury wlewane do korytarzy, specjalne rośliny pikowane tuż obok zagonków, których rzekomo miał nie lubić czy rynnowe pułapki, w które miał wpadać. Do tego już faktycznie i w przeszłości używaliśmy odstraszaczy dźwiękowych. 

Nie mieliśmy zbyt dużej nadziei, że tym razem nam się uda tak na dobre przestraszyć kreta - tego małego przeciwnika w tej nierównej ogrodowej walce, ale, jak wiadomo - nadzieja umiera ostatnia, zatem Marek zakupił polecone mu przez kogoś urządzenie, zachwalane jako naprawdę skuteczne. 

Już od samego początku zauważyliśmy, że to co było zmorą zawsze na warzywniku, tym razem nie występowało w ogóle. Przyznam, że trudno było w to uwierzyć. Mówiliśmy do siebie sceptycznie, aaaa, pewnie za chwilę, już za momencik na pewno jakiś kret wyjdzie ze swojej nory i przeorze nam grządki wzdłuż i wszerz tylko nie w tym miejscu, gdzie trzeba :) - I, wyobraźcie sobie, że tak się nie stało. 

Marek nie może wyjść z zachwytu nad tym trafnym swoim zakupem, który był w sumie ostatnią deską ratunku. Ten post jest takim małym hołdem dla rzeczy, nad którą jakiś dobry konstruktor popracował i wdrożył w życie. 


Już dawno miałam podzielić się recenzją tego niepozornego ale jakże nowoczesnego i przemyślanego urządzenia, które poniżej widzicie na kilku zdjęciach. Podobne możecie kupić tutaj: http://importmania.pl/pol_m_Dom-i-ogrod-150.html

Tymczasem przenieśliśmy odstraszacz z warzywnika na miejsce po zlikwidowanej rabatce, gdzie posieliśmy trawę, bo szkodnik zaczął tutaj pokazywać, co potrafi... 
Warto czasem zainwestować w tzw. "dobrą rzecz". Ten akurat odstraszacz na krety okazał się w naszym przypadku nie tylko efektywnym zakupem, bo wyjątkowo dobrze spełnił swoje zadanie, ale też sprawił nam ogrom przyjemności (pośrednio) - z cieszenia się naszymi płodami warzywnymi. 

Koperek nie znikał na przerytych zwykle grządkach, nie zapadały się zjadane od dołu pietruszki i selery, nie wyciągaliśmy samej natki od marchewki, tylko piękną, dorodną i do teraz, czyli całkiem zaawansowanej już jesieni. Pewnie nie byłoby też tylu zdrowych, wyrośniętych buraczków, które także jeszcze z powodu sporego nawarstwienia obowiązków naszych w ostatnim czasie, tkwią na grządce, ale już niedługo. 


Ekologiczny - wewnętrzna bateria solarna czyli zasilana na dzienne światło. Co jakiś czas zmieniające się melodyjki odstraszające szkodniki, by nie mogły się do nich przyzwyczaić. W końcu - humanitarny, bo nie powodujący śmierci gryzonia, tylko wymuszający jego ucieczkę w inne rejony, gdzie nam nie będzie szkodził, a wręcz przeciwnie - będzie pożyteczny.

Te przekąski marchewkowe, przy pracy, te buraczki na ciepło do obiadu, te zioła, pietruszka i koperek do ziemniaków, a nawet swojskie, gruntowe pomidory...    

1 komentarz:

  1. U mnie zawsze próbowano odstraszać kreta puszką zawieszoną na patyku, co nie skutkowało. W końcu szkodnikiem zajął się kot i skończyło się podkopywanie w ogrodzie :) Każda metoda jest dobra, kiedy przynosi skutki.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz, pozdrawiam