środa, 6 sierpnia 2014

Latem mały basen z wodą czy jezioro - co lepsze dla dziecka?

Często jest tak, że to co lubimy sami, jakoś też podświadomie zaszczepiamy dzieciom. Lubię pływać - uczę dziecko pływać. Nie lubię basenu - nie chodzę z nim tam. Ale nie zawsze tak jest. I tak też być nie musi.

I dorośli i dzieci to odrębne istoty, które choć mają w sobie nasze geny, kształtują się osobowościowo na zewnątrz nas. Funkcjonują nie tylko w domu, ale też w różnych mikrospołecznościach (żłobek, przedszkole, grupa koleżeńska, bliższa i dalsza rodzina). Czasami dziecko chce spróbować czegoś, bo tak umówiło się np. z koleżanką. To nic, że takie małe istoty mają po niewiele ponad 3 lata, ale są już małymi ludźmi. Mają do tego prawo bez rodzicielskich uprzedzeń.


Właśnie sobie przypomniałam, że pisałam o tym m.in. w mojej pracy doktorskiej, gdy analizowałam utwór pt. Kocio Letajew Andrieja Biełego, mojego ulubionego rosyjskiego symbolisty. Dowodziłam tam wtedy postawionej tezy, że świadomość małego człowieka kształtuje się przez swoiste kręgi, w których funkcjonuje i jego "ja" jest konglomeratem tych wpływów. Ale jaki ma to związek z letnimi uciechami związanymi z wypoczynkiem dla dzieci nad wodą?

A taki - że właśnie przy tej okazji, kiedy czytałam posta mojej koleżanki Hafiji na FB, że i ona i jej dziecko nie lubią takich zbiorowych kąpielisk, jak baseny czy jeziora, to od razu przyszło mi na myśl, że mówi to mama za siebie i za dziecko, a tak do końca nie wiemy, czy dziecko jest tego samego zdania.


Super, że Klaudia ma na podwórku basen i może bawić się w wodzie, w której tylko sama się kokosi. Ale jednak frajda poobbcowania z innymi dziećmi nad jeziorem też jest fajnym doświadczeniem. Nawet jeśli jest tłoczno i trzeba czasem podzielić się wiaderkiem do piasku, kółkiem ratunkowym, czy pontonem. 


Taką mam myśl na dziś - starajmy się jak najczęściej traktować nasze maluchy jak odrębnych małych ludzi, którzy mają prawo mieć swoje pragnienia i dokonywać swoich małych wyborów. Dobrze jest, jeśli już nawet takie małe dzieci mają skalę porównawczą. Obydwie radochy z podwórkowego basenu i z jeziornych igraszek - porównywalnie fajne! 


Bo potem dzieci pamiętają, że rok temu były gofry, że były fryty, że był różowy lód. Cień tych wspomnień przejdzie też gdzieś do ich podświadomości w dorosłym życiu. Chwile wrażeń, różnych wrażeń. 

3 komentarze:

  1. Podpisuję się obiema rękami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Łza w oku przemiłych wspomnień ,kiedy w ostatni dzień wakacji pojechaliśmy do Ciechocinka .Dziękuję LOSOWI za to miłe wspomnienie.A Ty Kasiulek robisz wszystko aby wakacje córki były barwne jak jej piekna tęczowa spódniczka.Brawo.!!! Blue

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj prawda, prawda :) U nas przede wszystkim basen i to duży - bo mama zawsze pływała - haha! Na szczęście młoda też kocha się pluskać - więc, jak piszesz jest i basen 'prawdziwy' i baseniątko na balkonie, było też morze - czas jeszcze nad jezioro w tym roku ruszyć :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz, pozdrawiam