poniedziałek, 13 maja 2013

Godzinny ruuuuning za jeżdżącą intensywnie na rowerze Klaudusią po domu "wkoło komina" i Jej pierwszy samodzielny portret rodzicielki :)

Mąż mówi na mnie często "mamcia" - wkurza mnie to na maksa, bo jakoś nie lubię tego określenia. Synowi wymyka się czasem określenie "rodzicielka" - spoko, może być. No ok - w końcu przecież matką jestem. Sama czasem mówię o sobie "matka polka"... Kiedy byłam dzieckiem, śmieszyło mnie zachowanie niektórych starszych kobiet w rodzinie, do których zwracano się per "babciu", a one obruszały się i mówiły, nie jestem twoją babcią, babcią jestem tylko i wyłącznie dla wnuków. Wkurzam się na męża, a sama wielokrotnie zapominam się i automatycznie mówię  zamiast "Mareczku mój kochany" czy "Mężu" - hehehe - "tata, tatuś podaj córce coś tam, spójrz, przynieś, włącz" itp. - tak mi się jakoś skojarzyło z tym, o czym chcę tu napisać i z czego jestem dumna niesamowicie, a jednocześnie mam do tego mieszane uczucia... typu: podoba mi się czy nie podoba. 

Logiki porównawczej tu jak na lekarstwo, ale moje czasoprzestrzenne skojarzenie niniejszym zamieszczam i... obwieszczam, iż jakem - Matka, Matka Polka, Rodzicialka & no dobra i... Mamcia - duma mnie rozpiera, iż dziecko moje lat 2 i 3,5 miesiąca narysowało całkowicie własnoręcznie MÓJ PORTRET, konstatując: MAMA! I nie, że jakieś tam kreski, kropki, kółka bezładne... Ten portret do człowieka - do mnie?! - absolutnie jest podobny! Czy mi się podoba? To już inna kwestia, bo czyż ostatnio portret namalowany dla Kate Midelton, postarzał ją o ileś tam naście lat - mógł jej samej przypaść do gustu?... No z pewnością ja patrzę na Mój Portret autorstwa Klaudusi jak na dzieło Leonardo Da Vinci. W moim sercu i... na tym blogu zamieszka już na zawsze. Tak jak dotąd przechowuję jeszcze 5 gruuuubych segregatorów z rysunkami z pierwszych lat życia mojego starszego syna Macieja. Dziwactwo? Może - ale frajda i radość przeogromna!       
Zatem - pararaaaaam: 


Portret narysowany był już tydzień temu, dopiero zgrałam spontaniczną fotę z komórki i poczułam natchnienie, by go opublikować. Zaś dziś wydarzeniem dnia był godzinny cycling :)))) Klaudusi po domu na prawdziwym rowerku z pedałami (+ na razie z małymi podtrzymującymi kółeczkami z tyłu) - BMX-ie po bracie. Obczajenie pedałowania wczoraj, przespanie się z tą nową umiejętnością, zaowocowało dzisiejszego ranka totalnym zaawansowaniem Dusieńki w rowerowej, prawie wyścigowej dyscyplinie! To Wicher Dziewczyna - jestem gotowa zaryzykować stwierdzenie, że oto właśnie narodziła się nowa Maja Włoszczowska :))))        

3 komentarze:

Dziękuję za Twój komentarz, pozdrawiam