niedziela, 6 marca 2011

Szanujmy i rozkoszujmy się życiem póki czas, bo los jest bardzo okrutny i przewrotny

Oj, mamy bardzo trudny czas... Mąż w piątek doznał zawału serca, ale na szczęście wszystko jest w porządku. Całe życie nagle stanęło przed oczami. Myśli - co jest ważne, co ważniejsze, co można utracić w jednej chwili, jak powinno się żyć, by "nażyć się na zapas"?

Na szczęście w porę wyszedł z kłuciem w sercu i drętwiejącymi rękami z lekcji, którą w szkole prowadził i przyjechał do domu, po czym szybko zadzwoniliśmy na pogotowie. Jednak po przyjeździe karetki, okazało się, że ból minął i panowie ratownicy orzekli, iż w takim razie nie zabierają męża do szpitala. Po czym za około pół godziny mąż dostał kolejnego ataku bólu i wówczas już sami po raz kolejny musieliśmy szybko 30 km pojechać do szpitala. W samochodzie znów atak powoli ustąpił, a w szpitalu na izbie przyjęć doznał kolejnego.

Do dziś nie mogę ochłonąć, jak ratownicy mogli nie zabrać do szpitala człowieka skarżącego się na straszny ból serca, który bez powodu nie wzywałby karetki, a który leczy się na serce i nadciśnienie od długiego czasu. Że też opłacało się ratownikom w karetce na miejsce przyjechać i orzec, że chorego nie trzeba zabierać do szpitala choćby na minimalną rutynową obserwację... Dla mnie to niepojęte - "gratuluję" im postawienia "trafnej" diagnozy i zmuszenia nas do jazdy do szpitala dosłownie w ślad za nimi!!!

Nawet nie zdążyłam napisać jeszcze posta o tym, jak mąż razem z synem we środę na tłusty czwartek znów stanęli na wysokości kulinarnego zadania i upiekli wspaniałe pączki i faworki (co widać na załączonym obrazku), a tu taki strasznie smutny czas dla nas nastał, wręcz przerażenie, co mogłoby być, gdyby mąż nie zgłosił się w porę do szpitala, nie zrobiono by koronografii i nie opanowano sytuacji.

Wczoraj zaliczyłam takiego "doła", że życie mogłoby nagle stracić sens bez ukochanego człowieka, morze łez z myślami "co by było, gdyby...", że nie życzę nikomu... Na szczęście mogłam się w tych chwilach przytulić do syna i zracjonalizować swoje myśli, lokalizując je na córeczce, że jakoś się pozbierałam. Zresztą - trzeba też się z synem zająć domem, ... ale gdy myślisz, jak życie byłoby straszne, gdyby okrutny los zabrał Ci najwspanialszego człowieka, który jest jedyny niepowtarzalny i chce się tak bardzo z nim dalej iść przez życie, to wszystkie inne rzeczy przestają się liczyć...

Mąż jest więc w szpitalu, w nadchodzącym tygodniu przejdzie jeszcze jedną koronografię, bo jeszcze jakieś zatory krwi są niepokojące, a potem mam nadzieję, szczęśliwie wróci do domu i wyzdrowieje...

A to nasze pamiątkowe zdjęcia Klaudusi tuż przed naszymi smutnymi wydarzeniami i z ostatnich dni, kiedy tata Klaudii w szpitalu, a my w domu razem "dajemy radę!"

Klaudia na piersi taty dzień przed jego chorobą...



najchętniej jak Klaudusia, przespalibyśmy te problemy...



jestem grzeczną dziewczynką, minęły mi kolki, czekam na mojego tatę ...



mam słabość do nóżek córeczki - maciupkich, kochaniutkich...



kulinarne dzieło mojego męża i syna z ubiegłej środy,
przygotowane przez nich własnoręcznie na tłusty czwartek...





14 komentarzy:

  1. Oj kochana... Tak strasznie Ci współczuję. Sama nie wiem, czy byłabym w stanie przejść coś takiego. A strach całą mnie oblatuje na samą myśl. Jednak jak sądzę najgorsze już za Wami. I tak jak u nas wszystko zmierza już ku lepszemu. Czasem widocznie każdy potrzebuje takiego pstryczka w nos, żeby mieć porównanie, a też zatrzymać się na chwilę i docenić takie małe rzeczy, o których na codzień zapominamy, a ktore są niezmiernie dla nas ważne. Jestem z Wami myślami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, trzymajcie się! Jestem pewna, że Twój ukochany wyzdrowieje szybko i znów będziecie razem w domku. ściskam Cie wirtualnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Wam gorąco dziewczyny za słowa otuchy! To zawsze pomaga, bardzo!!!

    Na szczęście moje chwile załamania nie trwają długo, choć miewam je, jak każdy, szybko przestawiam się jednak na pozytywne myślenie "do przodu"...

    Mąż nie pozwolił mi robić do siebie wycieczek do szpitala w odwiedziny ze względu oczywiście na Małą, więc kontakt na razie tylko telefoniczny. Przez telefon też podyktował naszemu synowi przepis na rosół, co bym ja zajmowała się tylko Klaudią, a syn by nabył kolejne doświadczenie :)

    Dziękuję Wam raz jeszcze i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, podczytuję Cie od jakiegoś czasu, ale nie komentowałam. Ja też mam syna- 8 letniego i 5 miesięczną córeczkę. Naprawdę fajną i szczęśliwą rodzinę tworzycie i codziennie zaglądam do was. Gratuluję Córeczki i oczywiście super Syna który stanął na wysokości zadania w tych trudnych chwilach. Zdrowia życzę mężowi i Tobie dużo siły. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. trzymam kciuki z całych sił. aż mi łzy stanęły w oczach. sama nie chcę nawet próbować wyobrażać sobie choroby M. - na pewno wyjdziecie z tego szybko i znowu w komplecie bedziecie się cieszyć z małej :)
    gorące pozdrowienia i życzenia powrotu do zdrowia i normalności.

    OdpowiedzUsuń
  6. Także Wam - migotko i agakry - BARDZO DZIĘKUJĘ za wsparcie i słowa otuchy!!!

    Uff, uporałam się z całą domową robotą, by dom wyglądał jak należy. Oczywiście syn pomagał w czym tylko się dało. Na koniec kąpiel, gdy Mała od 20:30 grzecznie śpi i obudzi się najprawdopodobniej na karmienie około północy. Zmęczona, ale szczęśliwa, że cały dom udało się ogarnąć dość porządnie i mogę jutro odwiedzić męża w szpitalu.

    Nie obyło się bez chwili rzewnej melancholii znów popołudniową porą, ale sporo obowiązków przywołał mój stan do porządku. Pomogło przytulenie się do wyrośniętego syna i dalej ruszyliśmy wspólnie do domowych porządków, na przemian zajmując się Malutką. No i Maciej pierwszy raz pomagał mi przy kąpieli Klaudii.

    Pozdrawiam Was gorąco dziewczyny i już nie mogę się doczekać, żeby jutro zobaczyć męża! Wydałam mu dziś przez telefon ROZKAZ ŻYCIA PRZYNAJMNIEJ TAK DŁUGO JAK AKTORKA IRENA KWIATKOWSKA - DO 99 LAT :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. takie to nasze przewrotne życie...daje chwile wielkiego szczęścia, ale umiejętnie przypomina co można stracić. jeszcze trochę a znowu będziecie szczęśliwi razem. nie myśl już o tym co byłoby gdyby...nie przyciągaj tego. Skup się na tym co jeszcze pięknego przed Wami:-)))) niech mąż szybko wraca do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  8. Evelio -> dziękuję bardzo! dokładnie - skupiam się na pozytywach...

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak zdrowie Męża? Ufam, że jest już o wiele lepiej!! Ściskam Was :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Takie ZDARZENIA w życiu nie dzieją się bez powodu... (przeszłam 3 operacje w życiu - w wieku 19 lat usunięto mi kawał tarczycy z guzem/nowotworem)Dość wcześnie stanęłam w obliczu śmierci która przez chwilę zawisła nade mną... Sytuacja w jakiej się znaleźliście jest przejściowa i minie :) Ale to znak, że należy zastanowić się nad tym co było do tej pory... I co należy zmienić... Życie po czymś takim nigdy nie będzie jak przedtem a jeśli mądrze wyciągniecie wnioski, wprowadzicie je w życie Będziecie ogromnie szczęśliwi i NOWO NARODZENI :)

    Tego Wam szczerze życzę, Trzymajcie się mocno Kochajcie szczerze a Wytrwacie w Najlepsze :)

    PozdrawiaMY

    OdpowiedzUsuń
  11. Hafija i Niezła Żono -> oraz pozostałe dziewczyny - tak, dziękuję, jest znacznie lepiej. Dziś mąż wrócił do domu i na koniec lipca zaplanowano kolejną koronografię. Sam zabieg fizycznie nie jest bolesny, jak twierdzi mąż, ale jest jeszcze osłabiony i przez jakiś czas będzie musiał baaaardzo na siebie uważać i tak jak pisze Niezła Żona będzie musiał zmienić sporo swoich nawyków, no i mocno na siebie uważać!!!

    Niezła Żono -> współczuję Ci Twoich życiowych wydarzeń związanych ze zdrowiem, o których piszesz. Tak jak piszesz - trzeba mocno zweryfikować to, co się źle robiło do tej pory, co mogło spowodować chorobę i uzbroić się w jeszcze większą siłę psycho-fizyczną.

    Dziękuję Wam niesamowicie jeszcze raz dziewczyny za wsparcie!
    Jestem szczęśliwa, że już mąż w domu i możemy tyle rzeczy zrobić jeszcze w życiu z tym większym zapałem!!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie piszesz ale mam nadzieję, że to dlatego, że jesteście wreszcie w komlpecie i szczęśliwie zajmujecie się sobą. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. agakry -> tak, dziękuję, właśnie tak jak myślisz, troszeczkę odpuściłam blogowanie bo w ciągu dnia jesteśmy razem i szkoda było mi czasu na pisanie postów, gdy mąż jest w domu

    wczoraj tylko w nocy wrzuciłam szybkiego posta na szafiarskiego bloga, choć zdjęcia też robiłam "w locie", bo Malutka się budziła...

    jest cudownie być razem w czwórkę i cieszyć się tym, że mąż czuje się coraz lepiej, choć po koronarografii trochę go jeszcze boli miejsce wkłucia do żył (generalnie ok. 4 tygodni musi się oszczędzać) oraz razem przeżywać, jaka to nasza Klaudusia jest fajna, jak już w 2. miesiącu
    - zaczyna wodzić za nami wzrokiem i się uśmiechać,
    - jak ustały na razie kłopoty z kolkami (patrz: planowo i bez problemów robi k...:),
    - jak już nie płacze w kąpieli, tylko zaczyna się cieszyć pluskaniem w wodzie...

    a poza tym wczoraj w dzień podczas jej 2-godzinnej drzemki od dwunastej do drugiej w południe robiłam porządki (konkretnie grabiłam licie w ogrodzie, by trawka nie miała lepszy dostęp do słońca i by już niebawem rosła :))) - muszę dbać o swój widok przez okno :))) - to był taki ogródkowy fitness, gdy syn na zajęciach, a chory mąż nawet takich czynności na razie nie powinien robić...

    OdpowiedzUsuń
  14. To okropne co piszesz. Zachowanie ratowników jest karygodne!!!
    Życzę dużo siły i powrotu męża do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz, pozdrawiam