Nie wiem, czy to ja nie widzę już tylu malkontentów antywalentynkowych, czy wzrósł może poziom zadowolenia jakoś tak ogólnie - przynajmniej tam, gdzie ja jestem, czytam, patrzę, słucham? Nie jestem zwolenniczką skrajnych zachowań, zwłaszcza jeśli chodzi o przeginanie in minus.
Według mnie każdy ma prawo do wolności słowa, uczuć, jeśli nie rani tym innych słowem lub czynem. Dlatego nie razi mnie asymilacja amerykańskiego święta zakochanych na naszym polskim gruncie, a nawet razem z Markiem celebrujemy swoje wspólne chwile właśnie w tym dniu szczególnie.
I, o dziwo, bo jako dwie mocne osobowości, czasami prezentujemy wobec siebie postawy pełne nieustępliwości, zaciekle broniąc każde swoich racji, także w emocjach i uczuciach, które na co dzień podszyte są podtekstem wielu wydarzeń wpływających na naszą ocenę rzeczywistości tu i teraz. Kompromisy wypracowywane przez dwadzieścia lat tyleż razy były ugruntowane wspólnym życiem na tzw. dobre i złe, co "wisiały na włosku" kompletnego niezrozumienia.
Łączy nas wiele, dzieli jako kobietę i mężczyznę oraz dwoje różnych ludzi po prostu - także sporo. Czasami nasz wspólny świat jest tak piękny, że aż słodyczą ocieka, a czasem trudny przez moc silnych charakterów. A jednak Walentynki, nie wiedzieć czemu, są jakimś dla nas magicznym czasem, gdy potrafimy wznieść się nad poziomy codzienności i ulecieć na fali swoich dobrych uczuć.
W tym roku świętowaliśmy już od 13-go w piątek, kiedy od rana, w dodatku przy pięknej pogodzie, układał nam się dzień - osobno, a jednak w myślach razem. Każde z nas zajęte swoimi nazwijmy to umownie "nowymi podróżami", chciało podzielić się tej drugiej połówce swoimi wrażeniami.
I to nic, a może właśnie o wielka przyjemności (o której napiszę osobno jeszcze) w uroczym toruńskim lokalu LOFT79, że samotne śniadanie, ale pół godziny później wspólne lody, niespodziewane upominkowe zakupy z m.in. perfumami Lamcome Poeme, karmelowe bezalkoholowe piwo Karmi (bo akurat ostatnio nam razem smakuje) i kupiony pod wpływem impulsu tort. W sobotę wspólne czytanie ważnych dla nas książek i artykułów, a w niedzielę wspaniały kalendarz na ten rok z jedyną w swoim rodzaju Martyną Wojciechowską.
Walentynkowa trzydniówka, z naszą energetyczną córką, z którą najlepszą zabawa w ten weekend była gra "w balona" w kształcie serca, a potem wspaniała wiadomość od syna, że zdał wszystkie egzaminy w sesji na weterynarii w Olsztynie i jest już studentem drugiego semestru.
Niech ktoś mi powie, że walentynkowy klimat nie wpływa pozytywnie na dwoje kochających się ludzi?! - Ok, niech mówi, ja mam swoją teorię na ten temat popartą doświadczeniem, miłym naszym doświadczeniem. Jeśli Walentynki mogą być magicznym czasem oderwania się od codzienności, to ja polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój komentarz, pozdrawiam