niedziela, 15 stycznia 2012

Podróż z dzieckiem w samochodzie

Jako osoba z jednej strony impulsywna, a z drugiej w wielu kwestiach analityczna - tak, to wcale nie musi się wykluczać - zaczęłam coraz bardziej na chłodno oceniać nasze podróże z dzieckiem w samochodzie.

Biorąc zaś pod uwagę, że "jaka matka - taka córka" :) Klaudusia nasza nad wyraz ruchliwa, rezolutna i ciekawa wszystkiego tego, co zarówno w środku samochodu, jak i za oknem, nasze krótko metrażowe podróże (nie więcej niż od 15 do 50, maksymalnie 100 km w jedną stronę) przypominają jeden wielki poligon. Ów poligon, niestety, wstyd się przyznać, ale szczerze - wygląda tak, że gdy Mała akurat nie zaśnie w foteliku, to niestety płaczem, marudzeniem i mega wierceniem się oraz nawoływaniem w swoim języku :) sygnalizuje, iż chce koniecznie obserwować zmieniające się za oknem krajobrazy z pozycji stojącej. Wiem, że zaraz posypią się na mnie gromy, że jak to, że nie nauczyłam dziecka siedzenia w foteliku w pasach, że nie dbam o jej bezpieczeństwo podczas jazdy?! Wiem, ja to wszystko wiem, jest jednak pewne "ale", które w przypadku naszej Córeczki w tym wieku, w jakim ona jest (11,5 miesiąca) oznaczałoby przymocowanie jej do fotelika siłą i salwy płaczu, o których strach pomyśleć...

I przecież jestem doświadczoną matką - mieliśmy już naście lat temu malutkiego syna, tyle że o zuuupełnie innym usposobieniu. Ów nasz syn pierworodny grzecznie i bez jakiegokolwiek szemrania zasiadał wręcz z dumą w swoim samochodowym dziecięcym fotelu i samodzielnie na tylnym siedzeniu bawił się zabawkami, przysypiał lub "miętosił" ciacha, popijał herbatki i soczki których mix później był zmorą dla osoby czyszczącej tapicerkę, lecz sama podróż przebiegała zawsze w spokojnej, harmonijnej atmosferze z małym spokojnym człowieczkiem.

Cóż jednak począć, gdy dziecko nr 2 takim "spokojniaczkiem" nie jest i nawet nowe czy ulubione zabawki odsuwane są malutką rączką z pola widzenia, które skierowane jest gdzieś dalej, gdzie wiedzie ciekawość małej podróżniczki, co to jeszcze sama chodzić nie umie, a już od kilku miesięcy na tylnym siedzeniu przy oparciu o fotel pasażera na malutkich nóżkach sprężynuje?!

Refleksje i wnioski są na końcu języka:
- że tak dalej być nie może, że trzeba stopniowo Klaudusię przyzwyczajać do pozy statycznej w foteliku na tylnym siedzeniu, bo chodzi przede wszystkim o bezpieczeństwo mojego Szkraba;
- że nadal przydawać się będzie nasza metoda dotychczasowa zabawiania Klaudusi w aucie opowieściami o domkach, ludziach, zwierzętach i zjawiskach pogodowo-przyrodniczych za oknem z duuuuuużą ilością detali :)))))
- że przydałby się nam zapewne tzw. samochód rodzinny, by więcej miejsca na dłuższe podróże znalazło się nie tylko dla nas, pasażerów, ale też dla naszego ekwipunku, bo bardzo lubimy włóczyć się po ciekawych zakamarkach Polski i dłuższe wyprawy po Europie;
- że w każdym samochodzie dziecko może bezpiecznie podróżować, nawet małym, tzw. miejskim samochodzie, gdzie do tylnego siedzenia dostajemy się przez drzwi kierowcy lub pasażera, jak np. w Chevrolecie Spark. Ten ostatni - miejski, kompaktowy, zgrabny 5-drzwiowy w kolorze zielonego groszku lub 3-drzwiowy Aveo Classic 3D - przypominają mi swoją kompaktowością naszego kochanego "Francuza" - Citroena AX. Wówczas, jako młodzi rodzice pierwszego dziecka na życiowym dorobku :))) mieliśmy swoją autorską filozofię na temat bezpieczeństwa dziecka w aucie 3-drzwiowym właśnie. Wówczas w dobie nieistnienia jeszcze w Polsce gremialnie w autach centralnych zamków, brak drzwi z tyłu wykluczał do zera możliwość odblokowania tylnych drzwi przez dziecko podczas jazdy. Może to spostrzeżenie dziś trąci myszką, ale my mieliśmy co do niego wówczas wielkie przekonanie :)

Kochani, trzymajcie za mnie / za nas kciuki w nauczaniu Klaudusi bezpiecznej jazdy w foteliku. Może macie swoje "złote sposoby" na zajęcie żywiołowego dziecka podczas długiej podróży autem?

Przyznam, że choć zainspirowana propozycją producenta aut pod marką Chevrolet do poruszenia tego tematu na swoim blogu, postanowiłam wykorzystać ten impuls do zmiany naszych niechlubnych podróżniczych zwyczajów z okazji chociażby roczku Malutkiej, który już u niej za dwa tygodnie :)

Pozdrawiam i zapraszam do odwiedzenia strony www.chevrolet.pl/samochody

12 komentarzy:

  1. Że też się skusiłaś na artykuł ;)

    Uważam, że lepiej płaczek w foteliku bezpiecznie zapięty niż radosny niemowlak stojący przy oknie. Nie wiem czy kiedykolwiek brałaś udział w wypadku samochodowym, ja brałam i wiem jakie sekundy decydują o życiu człowieka i jak prawidłowe zapięcie pasami ratuje życie. NIGDY nie podróżuję z dzieckiem bez przypięcia go na sztywno w foteliku. Nawet za rogiem Twojego domu może wydarzyć się wypadek - czego Ci absolutnie nie życzę!!! Zapinaj Małą czy tego chce czy nie!! To jest na prawdę ważna sprawa!!
    http://fotelik.info/

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację, wiem o tym i dlatego zamierzam skończyć z tym moim pobłażaniem fochom niemowlaka, który w tej kwestii rządzi mną absolutnie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj no ja też daję się często wodzić za nosa :D bo te słodkie oczka potrafią przekupić mamuśkę, potrafią!

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem tak. Nigdy, ale to nigdy nie ruszę się z domu bez dziecka przypiętego w foteliku, chodźby miało spazmować z płaczu i chodźby miałaby to być jazda minutę za róg. Miałam wypadek parę metrów od domu z 3-miesięcznym synem. Zeszłam z fotelikiem na parking, zapięłam, wyjechałam z parkingu, przejechałam kilka metrów dosłownie i stanęłam czekając na możliwość skrętu w lewo i włączenia się do ruchu. To było pod oknem naszego mieszkania. W tym momencie w naszą uliczkę wjechał na pełnym, gazie kabriolet kierowany przez nietrzeźwego jak się później okazało kierowcę. Zawrócił i po prostu wjechał we mnie od tyłu. To były ułamki sekund, nie miałam szans zareagować. Popchnął nas tak, ze wylądowaliśmy po drugiej stronie skrzyżowania. Wylądowałam z głową na kierownicy. Gdyby moje dziecko nie było zapięte w foteliku tylko trzymane przez kogoś żeby sobie radośnie gugać przez okno przeleciałoby przez przednią szybę samochodu na oczach obserwującego zdarzenie z okna mieszkania ojca.
    Zostaliśmy zabrani karetką do szpitala. Na szczęście nic nam się nie stało. Od sanitariuszy dowiedziałam się, że najwięcej wypadków zdarza się właśnie pod domem, na parkingach gdzie dzieci nie są zapięte w foteliku "bo to przecież niedaleko, bo przecież jedziemy 10 km/h".
    Przewożenie dziecka bez fotelika to tak jakby pozwolić dziecku raczkować po ruchliwym skrzyżowaniu.
    Nessie

    OdpowiedzUsuń
  5. nie bede moralizowac , bo sama doskonale zdajesz sobie sprawe... powiem ci ze u nas w przypadku dziecka nr 2 tez byly takie histerie, nie poddalam sie , dzis juz jest lepiej, plusem jest to ze na tej tynej kanapie ona nigdy nie siedzi sama , zawsze obok jest ktos , np siostra ale najwazniejsza w samochodzie jest Akademia pana Kleksa - tak muzyka zdecydowanie łagodzi obyczaje :) na krotkich trasach jest ok , na długich robimy przystanki, jesli uda sie jej zasnac jedziemy do bolu :), no ale i tak pierwsza rzecza jaka moja panna probuje zrobic to zdejmowanie pasow fotelika... wiec za kazda jazda musze regulowac od nowa . a kiedys przy predkosci okolo 130 km/h niemalze otworzyła drzwi, na szczescie mamy blokade , ktora w ciagu sekundy uruchomilam, zycze powodzenia bo rzeczywiscie łatwo sie nie zapowiada , pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurdele, u nas Julo też nie znosi podróży samochodem:/ Krystian jak widzi zapalające się czerwone światło, to zaczyna się toczyć powoli, by nie daj Boże auto się nie zatrzymało, bo krzyk Jula się rozlegnie:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Moje Dziecko po minucie jazdy w aucie zasypia :)

    Nigdy bym nie pozwoliła na stanie zwłaszcza ruchliwemu i impulsywnemu dziecku. Niech ryczy. Ważniejsze jest życie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Amelia od urodzenia nie lubi jeździć autem. Za każdym razem płacz, krzyk i histeria do tego stopnia, że kipię jakby we mnie się gotowała gorąca woda! Każda jedna jazda to koszmar a przemieszczać się przecież trzeba. Wiem co czujesz, jednak w tej kwestii nigdy nie ulegaj swemu dziecku!! Dziecko musi być zapięte w foteliku bez względu na to czy mu się podoba czy też nie. Pozdrawiamy i dużo cierpliwości życzymy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam serdecznie:)
    Podczytuję Twój blog od niedawna- gdyż po domu biega 13-to miesięczniak i dopiero teraz mam trochę czasu na internet. Ale nie o tym chciałam. Rozumiem Twoje dylematy ponieważ naszego syna rónież wszystko interesuje, a w foteliku siedzieć nie lubi. Jednakże szukając "metod na bezpieczną jazdę C. w foteliku" puszczamy audiobooki. Zadziałało. C. jest zasłuchany i sobie siedzi zapięty:) nam o to chodziło. C. słucha bajek.
    Pozdrawiamy serdecznie. Ula i Cezary

    OdpowiedzUsuń
  10. nasz Antoś to jeszcze maluszek i ceni sobie spanie w aucie, ale nawet jakby się darł i nie wiem co robił to musi być sztywno zapięty w foteliku i koniec. a próbowałaś zabawek przypinanych do siedzenia np. kierownicy - niby chłopięcy gadżet, ale może mała chciałaby zabawić się w kierowcę?

    OdpowiedzUsuń
  11. My mamy już za sobą dwie wyprawy po 600 km, dwie po 500 km i sześć po 200 km i co? i nie jestem mądrzejsza od Ciebie. JJ jest zawsze zapięty, ale staję na głowie, aby go mieć jego stan ducha pod kontrolą. W domu mamy swój stały harmonogram i ten sam harmonogram przekładam na samochód. Czyli jedzenie o tej samej porze, zabawa, drzemka. To się sprawdza. Gdy zabawa to gadanie, śpiewanie, a ku ku, wygłupy, zabawki. Jakoś to trzeba przetrwać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kochane, bardzo dziękuję za Wasze komentarze pod tym postem. Dziś już brak mi siły na posta, bo Malutka znowu ma "bóle ząbiaste" i daje się we znaki, lecz będę chciała podsumować Wasze rady w osobnym poście. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz, pozdrawiam