Pod nożyczki poszły kupione na początku ciąży i założone tylko raz dżinsy dla mamuśki, w których czułam się mega niekomfortowo. Jak poszłam w nich jeden jedyny raz do pracy, to humor miałam zrąbany na cały dzień. Czułam się jakaś wielka, niezgrabna, wszystko mnie uwierało... Jestem zdecydowanie fanką sukienek, a jeśli już, to dżinsów na szczupłej figurze, a nie z balonem z przodu.
Dżins z uciętych nogawek spodni posłużył mi do ożywienia łatami na rękawach fajnej, ale trochę mdłej kolorystycznie bluzki, której zafundowałam jeszcze słodki kwiatek przy dekolcie, powtarzający wzór z bluzki.
Z tiulowych i perełkowych elementów z kupionego w sh welonu i półokrągłego dżinsowego wykroju zrobiłam naszyjnik, który może się nadać też jako ekstrawagancka "wpinka/podwiązka :)" do upiętych włosów latem, myślę... A z dżinsów finalnie powstały spodenki. Przymierzałam je już "po domowemu" do mojego dużego brzuszka z asymetryczną koszulką, ale mają być drugim elementem do zestawu z "beżową łączkową" bluzką, która właśnie dzięki obciętym dzinsiorom, zyskała swoje bardziej zdecydowane elementy kolorystyczno-fakturowe. Fotki zestawu mam nadzieję, że uda mi się zrobić niebawem...
Nie powiem, żebym była strasznie dumna ze swoich przeróbek, ale jedno mnie bardzo cieszy - doprowadziłam je od pocięcia materiału do efektu końcowego, ufff... :)))))
No, no, jak na debiut to całkiem ładnie Ci wyszło:)
OdpowiedzUsuńniecierpliwość to też moja zmora, ale satysfakcja zrobienie czegoś samemu to już same ach i ochy, aż chce się więcej
OdpowiedzUsuń