Moi faceci - Mąż i Syn - są niezmordowanymi kulinarnymi eksperymentatorami, którzy dogadzają sobie, no i mnie przy okazji...
Przez ostatnie dwa tygodnie pobytu w domu, moim uzależnieniem w przedpołudniowym czasie samotności, kiedy mąż w jest w pracy, a syn w szkole - są cienkie parówki na przemian z mandarynkami :)))), od czasu do czasu zamiast mandarynek pochłaniam banany i jabłka...
Tak więc, w weekendy, gdy trochę więcej czasu, faceci moi postanowili znów wymyślić coś smakowitego - uradzili, by zrobić bułeczki. Otworzyli więc książkę z przepisami Marka Łebkowskiego i ciach - do pracy!
W niedzielne popołudnie upichcili więc bułeczki z farszem z białej kiełbasy... no i tak im zasmakowało (nie muszę chyba dodawać, że mi oczywiście też :))), że dziś na późny podwieczorek były własnoręcznie zrobione przez nich "cebulaki" z barszczykiem...
To się nazywa trafiać przez żołądek do serca ciężarnej kobiety - Kocham ich za to nad życie :)))))))
Widzę, że Ty nadal dwa w jednym :D
OdpowiedzUsuńTy to masz dobrze z tymi facetami! Ślinka na sam widok leci!
przez żołądek do serca mamy i małej w brzuchu:-)))
OdpowiedzUsuńNapiszę tylko - mmmm ;)
OdpowiedzUsuńMieć jednego kochanego faceta - rozumiem, bo sama mam:-)Ale dwóch to już prawdziwa rozpusta!:-)
OdpowiedzUsuńno no wyglądają przewybornie :)
OdpowiedzUsuńCo tu taka cisza? Malutka już na zewnątrz :D czekam wieści!
OdpowiedzUsuń