Wskoczyłam do Olsztyna bardzo szybko w poniedziałek, miałam sprawy. Nie zdążyłam się umówić z żadną fajną blogerką, szkoda, następnym razem. Za to miałam jakieś półtorej godziny, by co prawda w strugach deszczu, ale pozaglądać w kilka zakamarków olsztyńskiej Starówki.
Jakie to fajne, że wi-fi działa nawet w takiej tradycyjnej restauracji jak Staromiejska - miłe zaskoczenie. W jakiejś bocznej uliczce zoczyłam bar, który serwował same zupy (prosty, ciekawy pomysł!).
Zajrzałam do House Cafe, ale na dłużej usiadłam w Dziupli. Jejku, jak tam przytulnie - ściany i stoliki takie trochę stylizowane na stare, a dziewczyna z obsługi mega przyjemna. Jakieś starsze panie przy stolikach z książkami, ale i telefonem komórkowym w dłoni. Studenckie parki, które przyszły tu na pyszne jedzonko w ciepłej i miłej atmosferze.
W dodatku, jak się dowiedziałam z Instagrama, inne koleżanki z okolic Olsztyna wpadają tam zawsze, kiedy tylko są w tym mieście. Nie dziwię się, odtąd ja też już będę tam wpadać. Rozładowała mi się bateria w aparacie i nie mam stamtąd fot, ale musicie uwierzyć mi na słowo, jak dobrze smakował mi tam gorący rosół po zmoknięciu w deszczu.
Z olsztyńskiego antykwariatu przywiozłam kilka książkowych perełek...
A do tego szarego uniwersyteckiego budynku poniżej mam szczególny
sentyment, bo tam w czasie swoich studiów doktoranckich byłam z
referatem na pierwszej w swoim życiu konferencji naukowej. Tam poznałam
profesora Dmitrowskiego z Kaliningradu, którego później zaprosiłam do naszego Torunia
na organizowaną u nas na UMK konferencję i tam wykładał jeden z moich
ulubionych profesorów literatury rosyjskiej profesor Walenty Piłat.
Pospacerowałam sobie tu i ówdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój komentarz, pozdrawiam