W sobotę wybraliśmy się na grzyby do lasu. Grzybobranie się nie udało, bo w lesie susza, ale Klaudia i tak znalazła sobie sposób na zabawę: leśna droga posłużyła za piaskownicę, obczaiła żuka, zbierała chrust i walczyła z tatą na kije. A w niedzielę przytulała się na spacerze z małymi kociakami swoich znajomych małych sąsiadek.
Chyba zaliczamy jakiś kolejny skok rozwojowy, bo wzrósł niemiłosiernie Klaudusi apetyt. Zjada wszystko, co się jej poda bez szemrania (włącznie z kaszką) i w związku z tym nabiera ciałka. Czekamy z utęsknieniem na pierwsze słowa poza mama i tata, ale chyba jest podobnie jak z chodzeniem, a teraz biega już i chodzi na palcach jak baletnica często :)
Moi rodzice byli teraz na grzybach przez tydzień i troszkę nazbierali - na wigilię będzie!
OdpowiedzUsuńTo niunia też nie lubi kaszki? :)
OdpowiedzUsuńNarobiłaś mi apetytu na rydze smażone na masełku ;-)
OdpowiedzUsuń