1. pierwszy raz pozwoliłam się odciążyć w przedświątecznych obowiązkach pichcenia potraw wigilijnych i świątecznych - a przygotowujemy święta naprawdę tradycyjnie, choć zawsze z jakąś dozą nonszalancji kulinarnej :) dodając nowe smakołyki (a to raki, a to kawior, kalmary itd...);
2. pierwszy raz aktywnie w samym podawaniu do wigilijnego stołu pomagał nam nasz nastolatek;
3. pierwszy raz z malutką Klaudią w brzuszku śpiewaliśmy prawie dwie godziny kolędy, popijając lubelską wiśnióweczkę :)
4. na fali ciążowej adrenaliny do każdego z pomieszczeń przygotowałam własnoręcznie oprócz choinki świąteczne stroiki;
5. pierwszy raz - dzięki trzydniowej, przedświątecznej pomocy męża i syna - jestem mimo ciąży - mniej zmęczona, niż poprzednimi laty, gdy wszystkie obowiązki, niczym siłaczka - brałam na siebie.
Wszyscy zadowoleni z zapałem śpiewali kolędy, aż odpoczynku nadszedł czas, a ja mam właśnie chwilę na napisanie posta ku pamięci chwili, co się zowie ulotną...
Poniżej moja wigilijna impresja 2010 z najlepszymi życzeniami dla odwiedzających mój blog :D
WESOŁYCH ŚWIĄT!!!!
Bardzo ładnie przybrany stół :-) i choć nie mogę już patrzyć na jedzenie, to patrzę - bo musiało być pyszne :-)
OdpowiedzUsuńAle smakołyki na stole:) Mniam!
OdpowiedzUsuńno i ślinka mi pociekła :)
OdpowiedzUsuńmmmm pychotki :) i ta wiśnióweczka :) ja już nie mogę się doczekać takich rzyjemności :)
Ty juz chyba jakoś niebawem? sądząc po rozmiarze balonika...
ja jeszcze półtora miesiąca ale momentami już mam dosyć :)
wszelkiej pomyślności i pozdrówki
ja za równy miesiąc, ale to fakt, balon mam niezły!
OdpowiedzUsuńMoje pierwsze dziecko urodziłam w w wadze 4360 g, wiec domyślam się, że i tym razem tak może być - oj ja też mam już dość... CHCĘ BYĆ JUŻ POJEDYNCZA :))))
Kurcze, wiem jak się czujesz, moja córcia ważyła 4150. Miałam gigantyczną nadbudówkę :) Dostrzegłam mój regionalny produkt na stole, lubelska wiśniówka :)
OdpowiedzUsuń